Wygrać życie, zanim zacznie się walka.
Suicydolog na linii ognia.
Są miejsca, gdzie nie dociera światło z reklam o zdrowiu psychicznym.
Nie dlatego, że to światło nie istnieje. Ale dlatego, że ci, którzy go najbardziej potrzebują, siedzą w ciemności z wyboru, który nie był wyborem.
W mojej pracy nie liczę „uratowanych”. Nie prowadzę statystyk. Bo ten, kto odłożył plan na później… nie napisze recenzji. Ten, kto płakał po cichu przy biurku, i z kim rozmawiałem godzinę dłużej niż pozwalały procedury…nie wyśle mi podziękowań.
Ale może… jutro wstanie. A pojutrze powie komuś: „Jestem zmęczony” …zamiast: „Nie mam po co żyć”. I to wystarczy.
Codziennie spotykam ludzi, którzy nie chcą umierać. Oni po prostu nie chcą tak dalej żyć. Nie chcą życia w samotności. W zawstydzeniu. W nieustannym udawaniu siły.
I tu nie chodzi o słabość. Tu chodzi o próbę. O próbę człowieczeństwa.
Sun Tzu powiedział: „Najwyższą formą dowodzenia jest pokonanie wroga bez walki.” I choć pisał o wojnie… ja czytam to inaczej.
Największym zwycięstwem nie jest odciągnięcie kogoś z mostu. To też. Ale większym…jest zatrzymanie go, zanim tam w ogóle trafi.
To rozmowa, która rozbraja cierpienie, zanim eksploduje. To nauczyciel, który zauważy smutek. Rodzic, który nie bagatelizuje. Przyjaciel, który nie mówi: „Ogarnij się” …tylko siada obok.
Bo samobójstwo…to nie jest wybór. To ostatni krzyk, którego nie udało się wcześniej wypowiedzieć.
I wiesz co? Zanim ktoś krzyknie, że nie chce żyć…usłysz ciszę, która go do tego prowadzi.
Cisza to nie pustka. To wiadomość w kapsule bólu. To opowieść, której nikt nie chciał słuchać. Jeśli czegoś uczę się każdego dnia, to tego, że ludzie nie potrzebują naprawienia. Potrzebują zrozumienia. Czasem – tylko tyle. Czasem – aż tyle. Potrzebują obecności, która nie moralizuje…ale towarzyszy. Głosu, który nie tłumaczy…ale słucha. Gestu, który nie poprawia…ale przytula.
A dziś –w tym czasie, który dla wielu oznacza Wielkanoc, czas życia silniejszego niż śmierć –myślę o tych, którzy nie czują żadnego święta.
O tych, dla których „zmartwychwstanie” to nie religia.
To przyziemne rzeczy. Wstanie z łóżka. Zrobienie herbaty. Wysłanie wiadomości: „Jestem.”
I chcę Ci powiedzieć:to też jest święto. Twoje istnienie. Twoja walka. Twój mały ruch w stronę życia.
Nie trzeba wierzyć w cuda, żeby być cudem dla kogoś innego.
Nie trzeba chodzić do kościoła, żeby być domem dla zagubionych.
Nie trzeba mieć nadziei –wystarczy, że ktoś obok ją ma…i potrzyma ją za Ciebie.
Może nie wierzysz w zmartwychwstanie. Ale może…zasługujesz na swoje.
Nie przestanę mówić. Nie przestanę słuchać. Dla tych, którzy nie mają już siły krzyczeć.
Dla tych, których krzyk był kiedyś moim milczeniem.
„Zanim ktoś krzyknie, że nie chce żyć – usłysz ciszę, która go do tego prowadzi.”
Przemek, suicydolog