Kim jestem?
Nie potrafię przejść obojętnie obok człowieka na krawędzi. Widzę ciemność, w której tkwi, ale dostrzegam też coś więcej – możliwość zmiany, choćby najmniejszej iskry, która może rozświetlić ten mrok.
Sprzedawca marzeń, czyli życia
Jestem sprzedawcą marzeń. Nie tych naiwnych, nie tych utkanych z iluzji, ale tych prawdziwych – marzeń o kolejnym dniu, o oddechu, który nie boli, o chwili, w której życie znów zaczyna mieć sens.
Sprzedaję czas – czas, w którym człowiek może sam zdecydować, czy chce dać sobie jeszcze jedną szansę. Sprzedaję też przecinek – ten kluczowy moment zawahania, tę chwilę, w której myśl o końcu przestaje być oczywista. Pokazuję przecinek tam, gdzie człowiek widzi już tylko kropkę.
To ten przecinek w życiu, który mówi: „zaczekaj, jeszcze nie teraz”. To sekunda, która zmienia wszystko. Bo czasem nie potrzeba wielkich słów ani długich rozmów – wystarczy jedno pytanie, jedno zdanie, które powstrzyma przed krokiem w przepaść.
„Może to jeszcze nie koniec. Może da się inaczej.”
Wiele razy widziałem, jak ten przecinek w czyimś życiu staje się początkiem, nowej drogi. Nowej historii.
Ci, którym podałem rękę, często mówią, że jestem ostatnią osobą, która z nimi została, kiedy wszyscy inni już dawno się odwrócili. „Przemek nie tylko słucha, on rozumie. Nie mówi 'będzie dobrze’, ale pokazuje, jak to 'dobrze’ może wyglądać” – powiedziała mi to osoba, którą wyrwałem z otchłani.
Ciężar odpowiedzialności
Ratując innych, sam nauczyłem się żyć ze świadomością, że nie każdą historię można napisać od nowa. Nie każda walka kończy się zwycięstwem. To nie jest moja porażka – to rzeczywistość, z którą mierzę się każdego dnia.
„Gdyby nie Ty, nie byłoby mnie tutaj. Nie wiem, skąd bierzesz siłę, by rozmawiać z ludźmi w najciemniejszych chwilach, ale wiem jedno – Twoje słowa uratowały mi życie.”
Takie wiadomości są dowodem, że to, co robię, ma sens. Ale jednocześnie przypominają mi o „ciężarze”, który noszę każdego dnia – świadomości, że gdzieś, w innym miejscu, ktoś mógł podjąć inną decyzję.
To uczucie nie znika. Jest częścią tej misj
Ludzie, którym pomogłem, mówią, że moje słowa potrafią zatrzymać w biegu ku przepaści. „Nie przekonywałeś mnie, że muszę żyć – lecz sprawiłeś, że sam tego zapragnąłem” – usłyszałem kiedyś od człowieka, który był już o krok od końca.
To największa wartość mojej pracy – nie narzucać nadziei, ale pomagać ją odnaleźć.
Kto ratuje ratownika?
Samotność, którą nosi ratownik, nie wynika z braku ludzi wokół. To samotność kogoś, kto widzi więcej niż inni, kto czuje intensywniej, niż czasem chciałby czuć. To paradoks – być otoczonym przez ludzkie historie, blisko cudzych emocji, a jednocześnie dźwigać coś, czego nie sposób w pełni podzielić z innymi.
Każdy, kto niesie pomoc, wie, że obciążenie nie wynika tylko z dramatów, których jest świadkiem. Prawdziwy ciężar to odpowiedzialność. Świadomość, że każde słowo, każda reakcja, każdy ułamek sekundy ma znaczenie. Że to, co dla innych jest chwilowym spotkaniem z cierpieniem, dla ratownika staje się częścią wewnętrznego krajobrazu.
Czasem pojawia się pytanie: czy rola ratownika to schronienie czy ucieczka? Czy pomaganie innym nie jest czasem sposobem na odwrócenie uwagi od własnych trudności? A może to naturalna konsekwencja wrażliwości – bo kto czuje świat głębiej, ten nie potrafi przejść obojętnie obok bólu drugiego człowieka?
Ratownik nie jest niezniszczalny. A jednak w jego świecie istnieje pewna cicha zasada: to my jesteśmy od dawania siły, a nie od jej szukania. W oczach innych mamy być ostoją, mieć odpowiedzi, nie okazywać słabości. Tylko… czy to nie jest złudzenie? Czy ktoś, kto nie daje sobie prawa do chwili zmęczenia, nie odbiera sobie prawa do bycia człowiekiem?
Pytanie, które wraca do wielu z nas, brzmi: kto ratuje ratownika?
Czy pomoc należy się tylko tym, którzy jej potrzebują, ale już nie tym, którzy ją niosą? Czy można przyznać się do wyczerpania, nie tracąc autorytetu? I najważniejsze: czy umiemy zauważyć, że sami potrzebujemy wsparcia, zanim ciężar stanie się zbyt wielki?
Być może odpowiedź tkwi w prostych gestach – w szczerych rozmowach, w przestrzeni, gdzie nie trzeba grać roli eksperta, gdzie można po prostu być. Może ratownik nie potrzebuje cudu ani wybawcy, lecz jedynie kogoś, kto powie: widzę cię. Nie musisz być zawsze silny.
Bo nawet najsilniejsi czasem muszą odpocząć.Samotność, którą noszę, nie wynika z braku ludzi wokół mnie. To samotność kogoś, kto rozumie więcej niż większość, kto czuje więcej, niż czasem chciałby czuć. To zarówno dar, jak i przekleństwo.
Nie jestem sprzedawcą złudzeń.
Jestem tym, kto pokazuje, że nawet w największej ciemności można znaleźć choćby jeden promień światła. Czasem na chwilę, czasem na dłużej – ale zawsze wart zauważenia.
Jeśli kiedykolwiek zwątpię, wrócę do tych słów.
Bo to, co robię, ma sens. Ja mam sens.
z serdecznością Przemek
To co robisz ma sens! I to jaki!
Ja też do tego wrócę gdy dopadnie mnie zwątpienie. Pozdrawiam
Przemku,
Twoje słowa poruszają do głębi. To, co robisz, jest niezwykłe – nie dlatego, że ratujesz ludzi, ale dlatego, że naprawdę ich widzisz. Że dostrzegasz w ciemności choćby najmniejszą iskrę i pomagasz ją podtrzymać. Że nie sprzedajesz złudzeń, tylko dajesz szansę na przecinek tam, gdzie ktoś widzi już tylko kropkę.
Ale chcę Ci powiedzieć coś ważnego: nie musisz zbawiać całego świata. Nie musisz być zawsze silny. Nie musisz nieść wszystkiego sam.
Masz prawo odpocząć. Masz prawo czuć się wyczerpany. Masz prawo powiedzieć „dziś nie dam rady” – bo jesteś człowiekiem, nie mitem, nie symbolem, nie niezniszczalnym ratownikiem. To, że pomagasz innym, nie znaczy, że sam nie masz prawa do słabości.
Czasem największą odwagą nie jest ratowanie innych, ale pozwolenie sobie na to, by ktoś przez chwilę podtrzymał Ciebie. Nie bój się tego. Twoja wartość nie mierzy się liczbą ocalonych, ale tym, kim jesteś – także wtedy, gdy sam potrzebujesz światła.
Dziękuję Ci za to, co robisz. Ale jeszcze bardziej – dziękuję Ci za to, kim jesteś. I chcę, żebyś pamiętał: Ty też masz sens!
Dziękuję Ci Małgosiu za te słowa. Naprawdę.
Nie jako specjalista. Nie jako suicydolog. Nie jako ten, który “zawsze daje radę”.
Dziękuję Ci jako człowiek.
Bo przeczytałem to zdanie – „nie musisz być zawsze silny” – i coś we mnie zadrżało. Nie z powodu słabości, ale z ulgi.
Bo nawet jeśli się nie skarżę, nawet jeśli idę z otwartą przyłbicą – czasem jest we mnie zmęczenie, które nie ma słów.
A Ty je właśnie wypowiedziałaś.
Dziękuję, że widzisz we mnie nie tylko ten płomień, który podtrzymuję w innych, ale też człowieka, który sam czasem musi usiąść przy ognisku i ogrzać ręce.
Twoje słowa nie są tylko wsparciem. One są pozwoleniem. Na bycie niedoskonałym. Na bycie autentycznym nie tylko w sile, ale i w zmęczeniu.
To niezwykle ważne, co napisałaś: że wartość nie mierzy się liczbą ocalonych. Bo czasem ratunek to też po prostu obecność – bez rozwiązań, bez presji, bez działania.
I dziś Twoja obecność była właśnie tym. Dziękuję Ci za to.
Za przypomnienie, że nie trzeba być niezniszczalnym, żeby być potrzebnym.
Że nie trzeba zbawiać świata, by mieć sens.
Trzymam w sercu każde Twoje zdanie.
I tak, obiecuję – pozwolę sobie czasem usiąść.
Z czułością i pokorą,
Przemek
ależ zawsze do usług 🙂
Jestem Ratownikiem. Dziękuję za te słowa, bardzo mi pomogły. Wrócę do nich, gdy będzie mi trudno. Panie Przemku, jest Pan WIELKI! 🙂